piątek, 1 października 2010

Lunch at the Delhi.

Na swatchach w internecie Delhi bardzo mi się podobał - jaskrawa czerwień z koralowymi tonami. Handel wymienny dobra rzecz, mam własny lanczyk. No to skoro go już mam, poczytam sobie co na MUA dziewczyny o nim piszą, bo ja widzę czysty pomarańcz. I co na MUA dziewczyny piszą? Że to muted red shade (muted red?) albo na przykład strawberry pink-ish red (że co?). I przykro mi. Bo na mnie to pomarańcza *rozdziawia buzię w grymasie, łzy lecą po policzkach*. No niestety. Taką skórę dziwną mam, że wybija wszystko co w pomarańczowych czerwieniach najbrzydsze - pomarańcz. Nie dla mnie takie kolory, a szkoda, bo są piękne. Ale pozostaje mi podziwiać na kimś.

When I saw swatches of Lunch at the Delhi in the Internet, I liked it - bright, vivid red with hints of coral. Unfortunately on me this is only an orange with red tones, nothing else. What a shame, it's nice color, but not for me.




8 komentarze:

Estella (Magda) pisze...

Marudzisz, fajnie wygląda :D

Anonimowy pisze...

Zgadzam się z Estellą. Koralik, ale naprawdę ładny, taki stonowany.

Lily pisze...

Ja jakoś nie mogę się przekonać do pomarańczu na moich dłoniach :/

sabbatha pisze...

nie wiem gdzie tu jest pomarancz, masz jakas fobie :P toz to roz :P

Lily pisze...

Róż? Zmień monitor :D U mnie to pomarańcz, może nie daje po oczach jak Krewetka ale jednak pomarańcz :D

Lily pisze...

A że mam pomarańczową fobię to inna sprawa. Jedni wszędzie widza drobinki (Zuzia, pozdrawiam :D), ja wszędzie widzę pomarańcz :D

Pilar pisze...

U mnie to taka koralowa malinka :)

Nola pisze...

E tam, wygląda ładnie ;)

Prześlij komentarz